Święte zioło. Diabelski chwast
Andrew Struters wypalił prawie trzy hektary trawki, z małą szopą w głębi, także wypełnioną ziołem. Paląc, skończył studia, został rysownikiem, pisarzem i reżyserem filmu o pająkach, Spiders on Drugs, który zebrał sto milionów wyświetleń na youtube. Skonfrontowany z koniecznością zarabiania na kolejne hektary konopi postanawia napisać o nich książkę i wdaje się w zmodyfikowaną zabawę w Dwadzieścia pytań z długonogą ciekawską (nazwijmy ją Amandą), która rozsiada się na jego biurku, pragnąc poznać wszystkie korzyści i zalety płynące z jarania. Te sypią się jak z rękawa, gdyż Andrew mieszka w Chinatown tuż obok dwóch sklepów z gandzią, która poprawia samopoczucie, nie pozwala mu się przeziębiać, leczy chroniczne przewlekłe schorzenia, wobec których tradycyjna medycyna bezradnie rozkłada ręce w białych rękawach, a ponadto poprawia pamięć ze stu zapamiętanych cyfr liczby, oczywiście po przecinku, następnego dnia jest w stanie powtórzyć sześćdziesiąt, a po zapaleniu blanta siedemdziesiąt Eh Anielskie zioło.
Jednak diabeł tkwi w szczegółach, a zwłaszcza w szczególnie złych odjazdach po maryśce. Coś takiego dzieje się, kiedy z dna stygnącego hipisowskiego jacuzzi Andrew oddycha przez metrowy kawał gumowej rury, wcześniej łączącej zbiornik z gazem, który to jacuzzi podgrzewał. Splątany Joyce'owski strumień nieświadomości ucieka (albo: Splątane po joyce'owsku myśli uciekają) ku policyjnym nalotom na hodowców i użytkowników trawki, ku tym, którzy spalili sobie mózgi, przeszli na metaamfetaminę, na państwowe utrzymanie w psychiatrykach, albo na drugą stronę Bo itak to się może skończyć. To zatem także przestroga!
Amanda odeszła, woda wystygła, a dobro walczy nadal ze złem. Bo to przecież Diabelski chwast To w zasadzie dwie książki w jednej. Nawet okładki mają różne. I czyta się je z jednej i z drugiej strony. I warto je czytać razem!