Czerwony młoteczek
Gdyby to była książka dla dzieci i gdyby były w niej obrazki, a najlepiej, żeby były one takie, które można wyciąć, to chciałabym wiedzieć, gdzie byłaby zaznaczona linia ciągła, a gdzie linie przerywane. Wtedy może byłoby dla mnie jasne to, które z naszych elementów i części ciała byłyby przeznaczone do wycięcia nożyczkami, a gdzie dokładnie należałoby nas pozaginać i posklejać, w których konkretnie miejscach, tak żeby coś z tego wyszło to znaczy ze mnie i z mojej matki albo raczej z nas obu. Pewnie byłaby to jakaś śmieszna szopka w zestawie z siankiem i żłobem, w którym śpią koty i dzieci, a dorośli nie potrafią znaleźć sobie dobrego miejsca i od żylaków bolą ich nogi, dlatego raczej siedzą przy stole i rozmawiają o polityce lub innych bardzo ważnych sprawach zajmując się bardziej gośćmi niż dziećmi, bez względu na to, kim są dzieci, to jednak w pierwszej kolejności dbają o tych, którzy przychodzą i widzą nas z zewnątrz po to, żeby sobie czegoś złego nie pomyśleli na temat naszego klanu i żeby nie było wstydu. Fasady są za to ładne: złote tapety w kwiaty i talerz wędlin. Chociaż w niczym to nie pomaga.
Dorota Kotas