Wariacje faustyczne
Oto dokonane dzieło. Gdyby tylko wiedzieli, za jaką cenę. Czy zgodziliby się? Czy nie odwróciliby się z przerażeniem? Ale on, ten sprawca, miał kiedyś tylko niejasne przeczucie, że podpisuje cyrograf. Naprawdę nie było chwili, kiedy pióro, umaczane we krwi rozciętego palca, waha się przed podpisem i kiedy jeszcze można powiedzieć: nie.
()
Co chciał Czesław Miłosz w tych słowach zawrzeć, czego jeszcze inaczej wcześniej nie powiedział albo uznał za mało trafne, niewystarczające, chybiające istoty? Dlaczego sięgnął po topos cyrografu? I o kim tutaj mówi? O anonimowym twórcy, nazwanym sprawcą, czy o sobie? Czytelników przyzwyczaił, że nierzadko wciela się w cudze postaci i używa w wypowiedziach różnych form gramatycznych, byle zanadto się nie odsłonić, starannie zachować dystans wobec samego siebie, ustrzec się przed intymnymi wynurzeniami. Jeśli tak, to dlaczego znowu unika bezpośredniości wyrazu? Przecież ton wypowiedzi świadczy wymownie, że sprawa może jego samego dotyczyć! Co nim powoduje? Toczy jeszcze jedną grę z samym sobą czy wciąga w nią innych? I do kogo przemawia? Kim są ci oni? Czytelnikami czy pisarskimi współbraćmi? Innymi słowy, jak to wyznanie traktować? Jako prowadzony z perspektywy dokonań, w faustowskim tym razem przebraniu osobisty rozrachunek poety z własnym życiem i twórczością?