Adam
Z Posłowia Marka Kaczmarzyka:
Kiedy czytam Adama dziś, wprowadzając ostatnie poprawki, widzę, że był sposobem na powiedzenie czegoś, czego inaczej powiedzieć nie byłem w stanie. Zdaje się, że to również opowieść o zmianie, której my sami byliśmy świadkami. Przemianie świata naszych rodziców w świat naszych dzieci, na które patrzymy dzisiaj i które wydają nam się ciągle pogrążone we śnie.
Martwimy się, że marnują czas. A one w tym czasie śnią własne światy, dla których nasz nie jest ani wzorem, ani nawet punktem wyjścia. Słuchają, chociaż zupełnie na to nie wygląda, uczestniczą, chociaż tego nie widać. Są dla nas ważne, więc tak wiele dla nich robimy, choć one wcale tego od nas nie żądają.
Oczekujemy wdzięczności, mamy nadzieję, że dzieci choć po części zrealizują nasze niespełnione marzenia, ale one mają własne i nie rozumieją naszych oczekiwań. Nie są obojętne na nasze losy, nie rozumieją tylko, dlaczego miałyby one kształtować ich własne. Czy wiedzą, jak wiele dla nas znaczą? Być może, ale jednocześnie nie mają pojęcia, co miałyby z tą wiedzą zrobić. Dlatego, jak my kiedyś, budują swoje światy obok naszych. Nie z dala, nie poza horyzontem, ale obok. Tuż obok.